niedziela, 27 kwietnia 2014

Historia pewnej znajomości

  Pewnego mroźnego, lutowego dnia pojawił się u nas gość. Taki mały, niepozorny, przestraszony, oderwany od swojej już dobrze znanej codzienności, a co najważniejsze od swojej mamy.... Był luty 2008 roku, gdy pojawiła się u nas Mika :)


  Oj nie... tak prosto z imieniem nie było. Oczywiście musiała na nie poczekać grubo ponad miesiąc, ale co tu dużo mówić, dobrze się złożyło i wtedy zgodnie każda rozgłośnia radiowa w kółko grała przebój Relax, take it easy i już tak zostało :)
Tak więc mała Mika rosła szybko i zdrowo mając całe podwórko na własność. I tak przez ponad 3 lata. W końcu, w sierpniu 2011 roku, pojawił się kot.


  I tu już do śmiechu biednej Mice nie było, bo jak to KOT? Ale na prawdę...? I dostała jeszcze zakaz zbliżania się do niego... porażka na całej linii. Nie dość, że był mały, chudy i śmieszny to każdy się nim zachwycał. Biedna Mika próbowała zwracać na siebie uwagę, ale jakoś się nie dało. Chyba z czasem się przyzwyczaiła do nowego osobnika, chociaż zdarzały się przypadki, że kot miauczał na drzewie jak najęty, a pod drzewem warowała Mika :)  Na jej widok już z daleka ostrzył się jak strzała i był gotowy do ucieczki. Ale też miał dziwną manię wdrapywania się ludziom po nogach, aż do pasa. I to było bolesne, ale oczywiście nie dla niego ;)


  Przez pierwszy rok kot był po prostu Kotem. Jednak z czasem charakterek się zaczął budzić. Jego ruchy, zachowanie, dąsy były (można powiedzieć) iście królewskie i tak raz w żartach padło "bo ten nasz księciunio" (chyba w Gumisiach był księciunio :)) no i... oczywiście, że tak zostało :) 
  Księciunio rósł już pewny swojego miejsca w hierarchii podwórkowej. Często do zdjęć pozował spokojnie, wręcz idealnie, pewny swej urody, a czasami się strzelał focha i uciekał :)





  I tak mijał miesiąc za miesiącem. Aż w końcu się zaprzyjaźnili. Często popołudniowe drzemki odbywali razem, a w zimie to już szczególnie - jeden drugiego grzał. Chociaż jak widać po minie Miki, zadowolona nie zawsze była ;)



 Z czasem jednak Mika na tyle zaufała kotu, że dopuściła go do swoich pociech. Ale kocur chyba jeszcze z psot nie wyrósł, bo spokoju małym nie dawał :)




  Szczeniaków już dawno nie ma, a Mika i Księciunio tak trwają do dziś. Razem :) Czasami Mika dla rozrywki biega za nim, ale gdy kot się zdenerwuje to już wtedy Mika ma przekichane i to ona przed nim ucieka :) Widok dużego psa uciekającego przed dość małym (jak na dorosłego) kotem jest dość... dziwny :)
A w chwilach wytchnienia moje dwa pupilki wyglądają tak spokojnie :)



1 komentarz:

Dziękuję za miłe słowa i zapraszam do dyskusji :)