sobota, 28 lutego 2015

Moje mocne postanowienie...

...ale nie poprawy, bo ja grzeczna jestem. No... powiedzmy ;) 

  Stwierdziłam (jeszcze w grudniu), że styczeń jest dobrym miesiącem, by rozpocząć nowe postanowienie. Ha! Wszyscy tak pomyśleli? No popatrzcie, jak my się rozumiemy! :) Tylko.... luty już się kończy... Taki mały poślizg ;) Ale do rzeczy. Dzień Ślubu zbliża się w nieubłaganie szybkim tempie i do tego czasu chcę (jak pewnie każda przyszła panna młoda) wyglądać dobrze. 

Źródło: klik.

Rozpoczęłam więc kurację pełną parą :)

  Od czego się zaczęło? Od maseczek na włosy, o których już pisałam na blogu, od systematycznych wizyt u kosmetyka i oczyszczania skóry twarzy i dekoltu - i to jeszcze w starym roku. 
Pamiętacie jak pisałam o kosmetykach z Zaji, które mam? Te z liści manuka. Używam ostatnio codziennie i jestem bardzo zadowolona, choć zaraz po ich zakupie mi w ogóle nie służyły. 
Musiały odstać swoje :)


Do tego doszły soki świeżo wyciskane z cytrusów i pyszny koktajl z pietruszki, który (prawie) co wieczór robi moja Siostra. I jeszcze ćwiczenia. Koniecznie! :) Ale... jak się szybko zaczęło, tak się równie szybko skończyło :( Niestety już jakieś 9-10 lat temu nabawiłam się dziwnego urazu. Mianowicie, naciągnęłam sobie jakieś ścięgna czy przyczepy mięśni (to nie jest to samo?) w okolicach kręgosłupa lędźwiowego - tak powiedział lekarz. Wtedy wyglądało to tak, że z ogromnym bólem się schylałam (i to wyprostowana, bo zginać się nie mogłam), siadałam, kładłam itp. Jedynie pozycja wyprostowana była ok. Ale to przeszło i przez szereg lat miałam spokój. Niestety, ból jak bumerang powrócił :( Prawie rok temu, na wiosnę, zaczęłyśmy z Siostrą przygodę z kijkami i co wieczór sobie tuptałyśmy dość dobrym tempem. Na początku jakieś trzy kilometry, a później trochę więcej i do pięciu doszłyśmy :) Dobrze się czułam, tak fajnie rozruszana i dotleniona, więc dołożyłam ćwiczenia - taki fajny zestaw (o tu klik) i po paru dniach nie byłam w stanie się schylić. Raz się zapomniałam i jak się w szkole do dziecka schyliłam coś tłumacząc to w ostatniej chwili ugryzłam się w język! Ogromny ból przeszył moje plecy. Z czasem niby się uspokoiło, ale od jakichś trzech miesięcy cały czas czuję ból w odcinku lędźwiowym. Czasem mniejszy, czasem większy, ale jest cały czas. A najgorzej jak się zasiedzę i później szybko wstanę. Już nawet o masażach myślałam, ale jakoś do żadnego masażysty nie dotarłam (muszę jakiegoś przystojniaka znaleźć ;)). W styczniu zaczęłam ćwiczyć tak pomału, małymi kroczkami. Od rozciągania przez skłony, przysiady - taka podstawowa gimnastyka. Dołączyłam brzuszki i znów chodzę połamana :/ Nie mogę i już. Ale na szczęście pojawiło się nowe postanowienie - basen raz w tygodniu :) Byłam już siedem razy! :) Raz tylko odpuściłam, jak tydzień temu siedziałam z chorymi zatokami. Za pierwszym razem przepłynęłam pół kilometra i myślałam, że padnę. Dla mnie to mega wyczyn! :) Drugim razem już spokojniej było, ale starałam się z małymi przystankami cały czas pływać. Co z tego będzie? Zobaczymy, ale udało mi się już przepłynąć 725m i jestem z siebie bardzo dumna! Dziś było "tylko" 600m, ale do kilometra już niedaleko :) Chciałam wrócić do biegania, bo kiedyś biegałam dużo i dobrze, ale na jednych zawodach (jeszcze w liceum)  źle stanęłam i poszła mi łąkotka w kolanie. I bach na stół operacyjny. No i biegać tez nie mogę, bo kolano puchnie :( Kaleka ze mnie jak nic hehe ;) 
  
Oj dobra wyżaliłam się, plan poniekąd przedstawiłam, a teraz czas na jedzonko. Trochę zdrowiej chcę się odżywiać i już pomału to postanowienie wprowadzam w czyn. 

Coraz częściej moimi przekąskami są suszone owoce lub orzechy (ale czasem i chipsy się zdarzą...). W pracy lubię podjadać pokrojone na ósemki jabłka. W ogóle to jabłkami mogę się zajadać cały czas i wcale nie chodzi o Putina hehe :)

Moja dzienna porcja orzechów i suszonych owoców:


Do tego owoce.



Dawka witaminy C:


I od czasu do czasu jakaś papaja się trafi ;)


Słodycze... tu jest problem, bo je uwielbiam... ale już dwa razy kupiłam gorzką czekoladę :)
Teraz jest post, więc dobra pora na "rzucenie" słodyczowego nałogu :)

Sałatki - na kolację lekkie sałatki z chlebkiem czy grzankami.
A jak pieczywo to... domowej roboty :) Ostatnio przywiozłam od mojej Mamy chlebek i bułeczki upieczone przez Nią :) Były pyszne i muszę się nauczyć piec własny chleb, bo niebo w gębie :)




Do picia popołudniowo-wieczorową porą jak najczęściej staram się pić szklankę soku 
z pomarańczy czy grapefruita.



A tu zielony koktajl mojej Siostry. Wbrew pozorom jest pyszny! :)


Jak się go robi?
Pęczek natki pietruszki miksuje się z 2 jabłkami i dopełnia wodą mineralną w zależności od tego, czy chcemy mieć gęsty czy bardziej rzadki. Ostatnio dodałam gruszkę i zrobił się bardzo słodki.

Woda... staram się wpychać w siebie dużo wody, bo ja bez niej mogę żyć i nie pić baaardzo długo. Oczywiście mowa o czystej wodzie, bo herbata musi być :)
Oo! Muszę wrócić do picia zielone herbaty! Kupiłam sobie też czerwoną, ale jakoś dziwnie smakuje... 

Piłam też przez pewien czas (wytrwale przez ponad 2 tygodnie) co rano sok z wyciśniętej połówki cytryny. Nie wiem czy coś mi to dało, ale po tym czasie jakoś dziwnie zaczęłam się czuć i paznokcie mi zaczęły się robić słabe, więc odpuściłam. Ale czy cytryna była tego powodem? Nie wiem.

Kawa? Ostatnio coraz częściej zbożowa :)


A do kawy owsiane ciasteczka - handmade by Siostra :)



Pomału wracam do gotowania zup warzywnych. Uwielbiam je :)


Bardzo lubię różne kasze, a najbardziej gryczaną, dlatego ostatnio testuję jej różne "odmiany".
Jadłam już zwykłą niepaloną (taką kupioną na targu z duuużego wora:)), prażoną, którą można dostać w sklepie najczęściej (ponoć prażona posiada mniej dobrego) oraz ostatnio białą (nie smakowała dobrze...). Do kaszy bardzo lubię grillowaną paprykę :)



Szpinak zagościł w mojej kuchni na dobre, a i ponoć jest zdrowy. 



I czasem, szczególnie w weekendy, na śniadanie jem gęstą owsiankę z suszonymi owocami.



W grudniu, na swoim blogu Lemonkowe pole, Patrycja napisała o wyzwaniu jakie podjęła klik 
i zmotywowała mnie tym bardzo :) Zobaczymy ile mnie ta motywacja będzie trzymać hehe :)

Jeżeli macie swoje sprawdzone zdrowe przepisy to dajcie znać! :)
No i ćwiczenia na kręgosłup też mile widziane ;)

20 komentarzy:

  1. Wiem co to bol kregoslupa ledzwiowego, nie zazdroszcze...

    A zdrowe odzywianie super! Tez w koncu musze sie za to zabrac ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój post przypomina mi bardzo moją Natalię, też ma kosmetyki z Ziaji, myśli o wypieku swojego chleba i nawet zauważyłem u Ciebie makaron z sosem szpinakowym, który mi serwuje raz w tygodniu, co do przygotowań weselnych staram się zrzucić parę kilo i też już zaliczyłem uraz szyi, który nie pozwalał mi obracać głowy przez 3 dni ale i tak wierzę, że trzeba się ruszać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to powoli, powoli, bo Cię usztywni.
      A szpinak dobra rzecz :)

      Usuń
  3. Kochana ja zawsze miałam wrażenie żeś Ty piękna, młoda dziewczyna, a tu słyszę że oj, oj... Przy takich dolegliwościach to jak nic - trzy dni pierdzenia i do widzenia :)
    Ale tak serio, to współczuję, a ze swoim kręgosłupem też już wylądowałam u lekarzy, potem na polu magnetycznym i usłyszałam że albo sie oszczędzam, albo idę pod nóż. Grzecznie więc się oszczędzam :)
    Zdrówka Ci życzę, oby do ślubu wszystko było juz sprawne jak należy, bo ten dzień ma być Twoim najpięknieszym w życiu. No i wytrwałości w tych wszystkich postanowieniach, oby Ci chęci nie zabrakło :)
    Buziaki gorące przesyłam,.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rocznikowo to i młoda ;) Ale tak to jest jak od małego cały czas jest się w ruchu, wychowanie fizyczne to najbardziej lubiany przedmiot w szkole, a później przychodzą studia, zero ruchu, a później siedząco-stojąca praca i co wieczór godziny przed komputerem i szukanie różnych ćwiczeń i zadań dla dzieciaków, bo do pracy trzeba się przygotować. Samozaparcia aż takiego nie miałam, żeby ciągnąć aktywność fizyczną i teraz żałuję... Ale wychodzą też jakieś rzeczy z dzieciństwa, bo budowaliśmy dom i wiadomo - jak to dzieciaki - często nosiliśmy różne dziwne i ciężkie przedmioty, sprawdzaliśmy kto więcej udźwignie. A nikt nie myślał, żeby podnosić coś w prawidłowy sposób tylko żeby szybciej i więcej...

      Usuń
  4. Smacznie tu u ciebie dzisiaj bardzo :) Aż się głodna zrobiłam :D Pozdrawiam i trzymam kciuki za twoje postanowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem pod wrażeniem Twoich mądrych przygotowań.Wszystkie pomysły biorę do siebie do wykorzystania.Część już praktukuję.Po 10 latach życia z nadwagą zabrałam sie za sporą zmianą,więc Twoje pomysły bardzo mi sie podobają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może masz już jakieś zdrowe i przede wszystkim smaczne przepisy i chciałabyś się podzielić? :)
      U mnie w pracy parę koleżanek od lat jest na różnych dietach i muszę od nich trochę przepisów podwędzić, bo jak nieraz widzę co jedzą, to ślinka cieknie sama :)

      Usuń
  6. życzę Ci dużo zdrówka i wytrwałości w postanowieniach, bo warto

    OdpowiedzUsuń
  7. Dear justyna - thank you for all your sweet comments !!! You are so nice :)))
    And I think you are very healthy,your pictures in this post impress me!I should be that healthy too!!!!
    Someday ;)
    Have a lovely new week!
    Tove- hugs :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hey Tove :)
      Thanks for a good word, I love your blog and I'm there as often as I can :)
      Am I healthy? I try to be :)
      Greetings for you :)

      Usuń
  8. Trzymam za Ciebie mocno kciuki!!! Obyś wytrzymała dłużej niż ja :) Chociaż w sumie to zmieniłam sporo złych nawyków, utrzymuję wagę o 7 kg mniejszą niż przed ślubem (a przecież w międzyczasie przytyłam całe 15 kg w ciąży, więc w sumie od tego czasu zrzuciłam 22 kg!), ćwiczę kilka razy w tygodniu, a po wykluczeniu pszenicy wreszcie mam płaski brzuch! Zresztą, i tak będziesz wyglądać pięknie w dniu ślubu, jestem tego pewna! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O wow! Aż tyle? Ja to myślę nad max 5kg, bo nie mam potrzeby więcej, a i o ogóle rozruszanie też chodzi :) A skąd wiedziałaś, że pszenica Ci nie służy? U mnie nie występują żadne reakcje alergiczne, ale kto wie... ;)

      Usuń
    2. Od lat ciągle co chwilę bolał mnie brzuch i codziennie miałam wzdęcia, na które żaden espumisan nie pomagał. Lekarz twierdził, że to zespół jelita wrażliwego, ale mimo diety i tak nic się nie zmieniło. Robiłam różne badania i wszystko było w porządku. Właściwie to już przyjęłam, że taką mam "urodę". Wreszcie po kilku latach (!) lekarz zaproponował, żebym zrezygnowała na jakiś czas z pszenicy. I z dnia na dzień jak ręką odjął. Bez bólu, wzdęć czy uczucia pełności, nawet po dużym posiłku wieczorem. Za to wystarczy jedna kromka pszennego chleba, żeby umierała. Jeśli masz podobne objawy to spróbuj :)

      Usuń
    3. Hm.. spróbuję, ale wydaje mi się, że raczej pszenica mi w niczym nie przeszkadza ;)
      Ale problemy z żołądkiem ostatnio mam i mnie boli, no i wzdęcia... Zrobię sobie tydzień testowy :)

      Usuń
  9. Trzymam mocno kciuki!!! :)

    ----------------------------
    Serdecznie zapraszam do mnie na dwa KONKURSY. Do wygrania wiele atrakcyjnych nagród.

    Pozdrawiam,
    Alicja :)

    OdpowiedzUsuń
  10. No popatrz, a ja właśnie jutro mam powtórkę rezonansu kręgosłupa lędźwiowo-krzyżowego, bo lekarzowi opisującemu coś tam się nie podoba. I chyba wiem nawet co, a przynajmniej mam nadzieję, że wiem. U mnie też dzień bez jabłka jest dniem straconym i to od dawna, a nie z powodu Putina, tyle że od roku tylko gotowane albo pieczone mogę jeść. Wody też pić nie lubię, dlatego zapijam się herbatą ziołową na zmianę z owocową - do każdego posiłku kubek 0,5 l herbaty, a posiłków jest pięć, czyli norma nawadniania wyrobiona. Zdrowe przepisy? Od roku lekkostrawne i w kółko te same, bo pomysłów brak, a do serwowanych w necie zaufania nie mam. A teraz lecę po natkę pietruszki na koktajl.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za miłe słowa i zapraszam do dyskusji :)