czwartek, 7 sierpnia 2014

Dziś słówko o włosach

Jak pamiętacie (albo i nie :)) biorę udział w akcji Wakacyjne zapuszczanie włosów i dziś parę słów o tym, jak się moje kłaczki mają :)



 Ze zdjęciami u mnie jakoś kiepsko i mam ich niewiele, ale są rzeczy ważniejsze ;)


Po pierwsze małe rozliczenie:
- w dalszym ciągu używam tylko szamponu Johnson's baby, który u mnie się sprawdza (przede wszystkim brak łupieżu, a włosy są delikatne)
- odżywka w sprayu Gliss Kur z keratyną obowiązkowo po myciu (fajnie nabłyszcza moje sianko i włosy się lepiej rozczesują)
- maseczka do włosów z BioVax parę razy wylądowała na mojej czuprynie i było ok, ale nie zachwycała bym się nią
- olejowanie.... przyznam bez bicia na wakacjach jeszcze nie olejowałam włosów
- maseczki z czarnego mydła też nie robiłam, bo zapomniałam ją wziąć najpierw do domu, a teraz tu :)
- często używałam balsamu do włosów (teraz nie mam go przy sobie - za duży do torby)

  W Biedronce początkiem lipca (chyba) był zestaw tabletki skrzypu + szczotka do włosów. Bardzo byłam ciekawa szczoteczki, bo kiedyś o takich szczotkach czytałam na forach, więc kupiłam. Tabletki łykałam, gdy o nich pamiętałam, więc nie wiem czy z 10 zjadłam :) Szczotkę użyłam parę razy i jakoś szału nie ma, ale muszę się do niej przyzwyczaić chyba - może będą efekty :)


  A teraz czas na coś, w czym się dosłownie zakochałam! :) A to nic innego jak stare, sprawdzone ziółka - pokrzywa. Moje włosy są po płukance baaardzo fajne i troszkę ciemniejsze, a do tego o niebo lepiej wyglądają i na 100% będę częściej ją fundowała moim włosom :) A jak ją robię? Zaparzam w niecałej litrze wody 4 torebeczki pokrzywy (tej ekspresowej z apteki). Gdy zrobi się mocy wywar (tak po 15 minutach, czasem więcej) dolewam przynajmniej litrę przegotowanej chłodnej wody, wlewam do miski i.. nurkuję :) Słyszałam, że samo polewanie włosów też wystarczy, ale ja staram się, żeby jak największa część włosów po prostu sobie leżała namoczona w pokrzywowej wodzie. Tak, gdzie nie dam rady - polewam. Siedzę tak może z 10 minut, później wyciskam z włosów wodę i w ręcznik. Później nie daję już żadnych odżywek, lekko rozczesuję i czekam aż wyschną. 

W ciągu miesiąca (od 26.06 do 27.07) urosły mi równe 2 cm i mają 53,4 cm.

Różnice w wodzie:
- we Wrocławiu woda jest na pewno bardziej nachlorowana i taka cięższa dla moich włosów, ale się przyzwyczaiły i nie wyglądają źle, jedyny minus - muszę myć je codziennie, bo się o wiele szybciej przetłuszczają
- w domu woda jest miękka, co od razu daje się odczuć po skórze twarzy (w domu nie używam żadnych kremów, bo po prostu nie muszę) i włosach, są one mięciutkie i takie delikatne, ale sianko się niestety puszy
- obecnie woda w Paryżu odpowiada mi w 100%, włosy mi się nie puszą, mają delikatny połysk (co u nich ciężkie do osiągnięcia), po prostu wyglądają bardzo dobrze, no i spokojnie mogę myć co 2 dni

I to by było na tyle :) Jak będę miała więcej zdjęć, to je tu dorzucę :)

A tak się prezentowały moje kłaczki w lipcu, w domu:


PS 1: Jasne pasemka na zdjęciu po lewej nie są rozjaśniane, mam tak naturalnie - po prostu pigmentu zabrakło po równo na wszystkie włosy ;) Zawsze, gdy byłam pierwszy raz u jakiegoś fryzjera padało pytanie "Ooo a to takie naturalne pasemko?". Gdy odpowiadałam, że tak to później (w 70% przypadków) pojawiało się "Bo wie pani, ja znam panią, która miała kruczoczarne włosy i miała jedno pasemko siwiutkie. To pani ma lepiej" - nie czułam się pocieszona, już się po prostu przyzwyczaiłam :)

PS 2:  Dziś internet jest dla mnie łaskawszy, ale to pewnie dlatego, że zdjęć nie dodaje 50-ciu :)

Au revoir! :)

7 komentarzy:

  1. Może w Paryżu woda jest ozonowana ?
    U nas chlor chyba, który nie jest przyjazny niczemu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak w piekarach gdzie obecnie mieszkam woda jest twarda i do d***y pod kazdym wzgledem, a w cieszynie moim rodzinnym miescie woda jest mieciutka i idealna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja tak miałam, gdy mieszkałam parę lat w Kielcach, woda była beznadziejna...

      Usuń
  3. Prawdę mówiąc nie zauważyłam różnicy przy myciu włosów twardą lub miękką wodą. I też mam takie naturalne pasemka (moja siostra też), tyle że pod ciemną farbą już ich nie widać, widać natomiast pasemka... srebrne na czubku głowy, dlatego dziś pędzel poszedł w ruch.

    OdpowiedzUsuń
  4. A u mnie na skroniach tez wychodza "pasemka" ale malowane stresem ;(

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za miłe słowa i zapraszam do dyskusji :)