Prosto z Paryża przyjechałam do domu, czego się nie spodziewałam w ogóle - ale się cieszę :)
Przez prawie 2 tysiące kilometrów zastanawiałam się co muszę zrobić, z czym muszę jeszcze zdążyć przed powrotem do pracy, a teraz... wszystko do góry nogami :) Czyli bez zmian :)
Podkarpacie przywitało mnie chłodem, chmurami, przelotnym deszczem, burzowym gradem i wiatrem. Słońca brak... To pewnie dlatego maliny są kwaśne. Spoko i tak je zjem :) Ostatnio coś mnie na wspomnienia wzięło i zaczęłam przeglądać stare zdjęcia. I znalazłam te sprzed dwóch czy trzech lat z ogrodu i.... tyle się zmieniło! Tyle krzaczków i drzewek urosło, niektórych nie ma, bo zimy nie przetrwały. Praw dżungli - silniejszy przetrwa i już :) Dziś trochę starych zdjęć i przepis na ogórki :) Zapraszam zainteresowanych :)
Tak wyglądała nasza łezka, gdy w 2011r. tworzyłyśmy z mamą kwiatową rabatę:
Co roku robiłam zdjęcia w Święta Wielkanocne, gdy już coś wyrastało z cebulek i teraz nie mogę
ich znaleźć.... Jedyne, które mam pochodzą z wiosny tego roku:
A to jest letnio-jesienna wersja z 2013 roku, tuż po przekwitnięciu cebulkowych roślinek:
A tak wygląda łezka teraz, czyli miesiąc po zasadzeniu jej krzewami, w sumie to krzewusiami,
bo to takie maliznotki jeszcze :)
Ale urosną, bo poniższe "koło" znajdujące się przed domem też urosło :)
Tak wyglądały roślinki w 2012 roku, czyli rok po ich zasadzeniu:
A tak wyglądają teraz. Busz jak nic :)
Pamiętam jak kupowałyśmy z mamą krzaczki hebe. Pan zaznaczył, że nie bliżej niż pół metra się je sadzi, bo się rozrastają, ale jakoś nam się wierzyć nie chciało, bo tak tycie były. Ale teraz, po trzech latach każde z nich ma średnicę przynajmniej 60cm:
A poza tym pojawia się to, co najlepsze - owoce :) Gruszki już pomału zaczynają się robić jadane, pierwsze jabłka już lecą (chociaż wolę takie jeszcze zielone, twarde i trochę kwaśne prosto z drzewa :)), maliny oblepiły cały krzaczek, to samo z jeżynami, aż czarno od nich :) Ciekawa jest jak w tym roku będzie z orzechami włoskimi, bo w tamtym roku coś chyba nie bardzo było... dużo pustych albo niedobrych było. I w końcu obrodziły nam leszczyny zasadzone jakieś 3 lata temu. Orzechy laskowe są pycha! :) No i owoce ma śliwa węgierka, która miała być ścinana, bo przestała rodzić i coś chyba zaczęła na zdrówku podupadać - może zostanie jeszcze z rok :) Winogrona już mają swoją wielkość tylko muszą kolorów nabrać :)
Lubię tu być i najbardziej nie mogę odżałować września... na studiach wrzesień był wolny i wtedy wszystkim się objadałam siedząc na huśtawce lub w wygodnym fotelu owinięta kocem i grzejąc się do jeszcze ciepłych słonecznych promieni... Brakuje mi tego bardzo. I teraz, gdy lato miałam wyjazdowe, zaczęłam też zauważać inne letnie rzeczy. Te, które mnie ominęły. Lipiec to miesiąc ogórków i robi się z nich wszystko i wszędzie dodaje, dlatego i przy obiedzie gości mizeria z samych ogórów. Później pomału i nieśmiało zaczynają pojawiać się pierwsze pomidorki, więc do obiadu jest sałatka ogórek+pomidor+śmietana+cebulka, a sierpień to już tylko pomidor+śmietana+cebulka :) A właśnie jak u Was z ogórkami? Bo ja jeszcze zdążyłam trochę ich wsadzić do słoików przed wyjazdem :)
Sprawdzony i dobry przepis na ogórki konserwowe (korniszony):
Składniki:
- 2kg ogórków
- 5 łyżek cukru
- 2 łyżki soli
- 1 szklanka octu 10%
- 2l wody
- 5 ząbków czosnku
- koper
- kawałek korzenia chrzanu
- kilka liści laurowych
- ziarna pieprzu czarnego
- ziarna gorczycy
(marchewka opcjonalnie)
Przygotowanie:
Zalewa:
Ocet wymieszać z 2l wody, dodać sól i cukier, zagotować.
Słoiki:
Ogórki myjemy i osuszamy. Ogórki ciasno ułożyć w słoikach przekładając je chrzanem pokrojonym w słupki, ząbkami czosnku (jeżeli duże - przekroić na pół) i pozostałymi przyprawami. Gorącą zalewą zalać ogórki i zakręcić je wymytymi i osuszonymi zakrętkami. Wstawić na 30 minut do piekarnika rozgrzanego do 130 stopni.
I czas na czosnek przyszedł. Suszymy, suszymy :)
Chciałam go ususzyć i związać w warkocze, ale jak się okazało to się robi przed suszeniem :)
I jeszcze coś nieśmiało wyrosło wśród dużych liści:
Się coś rozpisałam dziś :) Tak jakoś dom na mnie chyba działa, ale niedługo pojawi się post z praktycznymi informacjami o Paryżu to tam się dopiero rozpiszę! :)
A na razie życzę miłego wieczoru i kwiatuszki dla Was mam :)
Domowo się zrobiło...
OdpowiedzUsuńDuży ogród macie i te warzywa i owoce :-)
No tak jakoś się na chwilę rozmarzyłam i rozdomowiłam :)
Usuńsuper pięknie macie w ogródku, a hortensja śliczna, u mnie coś nie chce w tym roku zakwitnąć ;(
OdpowiedzUsuńSłyszałam, że w tym roku problemy są jakieś z hortensjami, u nas też jedna nie zakwitła. Może kiepski rok ;)
UsuńOj posiedzieć, w takim ogrodzie... Ale tak gościnnie, bo prac ziemnych nie lubię.
OdpowiedzUsuńAlbo pobujać się w hamaku... :)
UsuńTak gościnnie też fajnie, ale jak już nie raz nie dwa pisałam, ostatnio mi się wszystko zmienia i nawet polubiłam grzebanie w grządkach :) Jakoś (dziwnie) coraz więcej rzeczy zaczęłam lubić :)
Oj jak mi się tak marzy taki własny ogródek, ale chyba nigdy nie będzie mi to dane :(
OdpowiedzUsuńAle może kiedyś jakaś działeczka na ogródkach działkowych? :) To też coś :)
UsuńNiby tak, ale jednak to nie to samo co ogrodek pod nosem!
UsuńBez dwóch zdań :)
Usuń