czwartek, 22 stycznia 2015

Przemyślenia autobusowiczki

Wczoraj w autobusie spędziłam ponad 7 godzin. 
I właśnie ta długa podróż sprawiła, że do głowy mojej dotarły takie oto myśli... 

Źródło: klik

Zapraszam! :)

   Gdy na peron podjechał autobus do Rzeszowa ucieszyłam się bardzo, bo wsiadło bardzo mało osób. Co to oznaczało? Że mogłam wybrać sobie idealne miejsce :) Oczywiście, że znajdowało się ono na górnym pokładzie i to zaraz przy samej szybie, tuż nad kierowcą. Gdy zajmowałam miejsce na siedzeniach sąsiadujących siedziała młoda dziewczyna. Poukładała swoje rzeczy i zajęła miejsce przy szybie. Ja natomiast usiadłam na siedzeniu przy przejściu, bo zanim się rozebrałam, poukładałam pełno (bardzo potrzebnych!) rupieci, które zawsze zabieram ze sobą w autobusową podróż, potrzebowałam miejsca. Z drugiej strony prawie cały autokar był wolny i na pewno nikt nie chce się gnieść zaraz obok drugiej osoby tylko zająć sobie dwa siedzenia. No cóż, nie każdy myśli tak jak ja. Gdy jeszcze siedziałam na siedzeniu przy przejściu odwrócona tyłem, usłyszałam za sobą pytanie "Czy to miejsce jest wolne?". Gdy się odwróciłam zorientowałam się, że to pytanie było skierowane do dziewczyny siedzącej po drugiej stronie ("Na szczęście."  pomyślałam). Dziewczyna na początku troszkę zdezorientowana widać była, ale po chwili ciszy odpowiedziała po angielsku, że wolne jest. Na co pani po 50-tce, która zadała to pytanie odpowiedziała coś po niemiecku i usiadła na siedzeniach za mną. "Hmm dziwna kobieta" pomyślałam, ale zajęta układaniem swoich rzeczy nie zwracałam na nią uwagi. Do momentu. Zadzwonił pani telefon i z wyrzutem w głosie zaczęła coś odpowiadać swojemu rozmówcy. Przestałam słuchać, bo to przecież nie moja sprawa, ale gdy w autobusie panuje idealna cisza to, czy chcemy czy nie, i tak wszystko słyszymy... Wyciągnęłam książkę, by czytać i co? Mlaskanie! Za moimi plecami rozległo się przeraźliwe mlaskanie! "6 godzin mlaskania - cudownie!" pomyślałam trochę zła, bo jestem nauczona jak można zachowywać się w miejscach publicznych, a jak nie i akurat takie coś działa mi na nerwy jak mało innych rzeczy. Za chwilę do ciągłego mlaskania dołączyło gadanie do siebie owej pani i to na zmianę po polsku i niemiecku. Zapowiadało się cudownie! Gdy ruszyliśmy w końcu z dworca pani przesiadła się już bez pytania do siedzącej obok dziewczyny. W myślach od razu pomyślałam jak ja jej bardzo współczuję, ale... I tu cud! :) Pani słabą angielszczyzną zaczęła się dziewczyny pytać skąd jest, co robi we Wrocławiu, gdzie jedzie... i tak dalej. Słowa, których nie znała po angielsku i nie potrafiła się wyrazić mówiła po niemiecku. Dziewczyna bardzo chętnie zaczęła odpowiadać. I tak nawiązała się między mini ponad godzinna rozmowa. Czasem dochodził do tego rosyjski i polski, bo:
- dziewczyna urodziła się w Rumunii, przez ponad 10 lat mieszkała na Węgrzech u rodziny, a teraz pracuje od 2 lat we Wrocławiu i studiuje coś tam jeszcze. A w planach ma wyjazd do Niemiec, bo praca...
- owa pani dużo po świecie jeździła, mieszkała ponad 20 lat w południowych Niemczech, a na Węgrzech była nie raz i kojarzy, a do tego.... 
I tak czytanie poszło na bok, a wysłuchałam dwóch historii życia :) Nie byłoby w tym nic dziwnego i pewnie założyłabym szybko słuchawki na uszy, ale próba dogadania się i opowiadania w czterech językach skutecznie przykuła moją uwagę :) O parę rzeczy też pani zapytała mnie i pierwsze wrażenie jakie na mnie wywarła prysło i już nie wróciło! :) Gdy wysiadała w Krakowie zapytała, gdzie dalej jadę widząc, że z miejsca się nie ruszam. Tak po prostu z życzliwości. I gdy w domu opowiadałam Mamie całe zdarzenia sama z siebie się śmiałam i z pierwszych moich myśli na temat tej pani. Często tak jest. Nie każdy sprawia świetne wrażenie od początku. A nawet powiedziałabym, że częściej jest tak, że bardzo dużo zyskujemy przy lepszym poznaniu. 

  Przypomniała mi się też historia, którą czytałam już jakiś czas temu na blogu polecanym przez Onet. W przedziale siedziało 7 osób. Pociąg ogólnie był zapełniony i czasem ktoś zaglądał do przedziału w poszukiwaniu wolnego miejsca. Gdy zaglądnęła młoda dziewczyna i zapytała czy może usiąść przy krąglejszej pani i czy ta może swoje rzeczy zabrać z siedzenia, by miejsce zrobić usłyszała krótką odpowiedź "Nie". Pozostali pasażerowie przewrócili tylko oczami, a młoda dziewczyna wyszła. Za jakiś czas pojawił się mężczyzna pytając o to samo i wtedy owa pani powiedziała "Jestem po zabiegu i nie mogę dźwigać, dlatego nie mogę tych rzeczy położyć na półce na bagaż" . Pan zaproponował, że je położy tam, a później ściągnie i się zgodziła. I wtedy własnie okazało się, w jaki sposób postrzegamy ludzi. Tak na szybko, bez sprawdzenia przyczyn oceniamy.  Etykietkujemy bardzo łatwo. Ale trzeba pamiętać, że i nas oceniają inni. Chyba nie jestem ciekawa tej oceny, a Wy? :)

  A tak poza tym zdarzeniem spędziłam długich kilka godzin bardzo miło w autobusie, czytając "Emilkę", słuchając mojej "podróżnej" muzyki... Mam około 100 piosenek, które towarzyszą mi jeszcze od czasów studiów i których nie usuwam nigdy. Kopiuję je tylko z telefonu na telefon :) Czasem dochodzą nowe. I właśnie słuchając moich ulubionych rytmów zatopiłam się w myślach i planowaniu... ślubu i wesela oczywiście :) Myślałam nad tym, jaka będzie leciała muzyka cicho w tle podczas obiadu, jak będą wyglądać oczepiny i zabawy... Gdzie kogo usadzę, bo stoły są okrągłe, a tu już nie taka prosta sprawa. Nad zaproszeniami też myślałam, ale dalej konkretnego nie mamy. I czy stawiać menu na stołach czy nie... A winietki? Myśl o sukni na razie odłożyłam na tor boczny, bo wybór coraz trudniejszy ;) I tak zatopiona w myślach dojechałam do Rzeszowa. Później kolejna przesiadka i kolejna godzina w autobusie. I dom :) 

  Dziś nie robiłam nic :) Do południa cisza i spokój, bo wszyscy w pracy i ja sama :) A za oknem deszcz! :) Cały dzień był szary i dżdżysty, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. W końcu jestem w domu :) Mam ochotę zrobić podejście do Mamy Łucznika, maszyny, którą pamiętam "od zawsze", ale na razie się cykam ;)  Teraz szybko pędzę na kawusię, bo Mama już robi, a później pospaceruję do Babci, bo wczoraj obchodziła przecież swoje święto :) 

Miłego, długiego wieczoru Wam życzę! :)

I moja ukochana Amy na koniec:



13 komentarzy:

  1. o tym, że nie należy ocenias po okładce, przekonałam się nieraz, ale...raczej staram się tego nie robić;-) Buźka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli osobiście kogoś poznaję, np. przez znajomych i widuję go często, to czekam jednak na to drugie wrażenie, ale tak w przelocie, gdy wiem, że jest nikła szansa, że kogoś ponownie spotkam to niestety zdarza mi się to..

      Usuń
  2. Tak, roznie to bywa i tez sie pare razy przekonalam ze pierwsze wrazenie bywa czasem mylne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A propos autobusu, ja bardzo nie lubie jezdzic autobusem...

      Usuń
    2. Ja za bardzo też nie.. ale gdy jest to pośpieszny i na prawdę dobrej jakości, a nie klekot rozpadający się to jest ok. I zawsze wtedy mam czas na myślenie o wszystkim i o niczym, bo na codzień jakoś nie zawsze go znajduję ;)

      Usuń
    3. Ja lubie pojechac czasem pociagiem do domu. Zamiast 2,5h to mam 4h ale za to ile czasu dla siebie. No ale i tak glownie jezdze autem i wtedy to juz tylko 1h z hakiem malym i jestem w domu! ;) darmowe autostrady to cudo ;)

      Usuń
  3. Wiem, że masz całkowita rację i nie powinno się nikogo oceniać od razu, ale jakoś tak mam, że intuicja mi już przy pierwszym spotkaniu podpowiada jaka ta osoba jest i do tej pory jakoś się nie pomyliła :) Ale ja mimo to zawsze na początku wszystkich jednakowo lubię i każdemu daję równe szanse, a potem jak będzie, to już będzie zależało od tej drugiej osoby :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś miałam dobrą intuicję, a później parę razy mnie zawiodła, bo osoby, których byłam prawie pewna zachowały się całkiem nieprzewidywalnie i już jestem ostrożniejsza, jeżeli chodzi o kogoś z kim mam na codzień lub raz na jakiś czas styczność.

      Usuń
  4. to fakt, że często pierwsze wrażenie bywa mylne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, a teraz, gdy panuje coraz bardziej taka jakaś znieczulica ludzie nie chcą się od razu pokazywać z tej "swojej" strony i trzymają dystans. Dopiero później możemy poznać czy warto utrzymywać z nimi kontakt czy jednak sobie odpuścimy ;)

      Usuń
  5. Czytałam Twoja autobusową historię jak książkę z zaciekawieniem;)
    Pozdro z Wro!

    OdpowiedzUsuń
  6. Post w podobnym podróżnym klimacie napisała kilka tygodni temu iw, możesz przeczytać go tutaj

    http://iw-kobieta-wspolczesna.blog.onet.pl/2015/01/07/pasazer-z-miejsca-za-toba/

    Swego czasu i ja sporo podróżowałam - studiowałam zaocznie w Warszawie, a ode mnie to jest nieco ponad 500 km. Jeździłam głównie pociągami, ale i nocny autobus czasem się zdarzał i też nie chciałabym wiedzieć, jak oceniali mnie współpasażerowie, bo czasami zdarzało mi się zawalczyć o wygodną podróż kosztem innych. A za kilka dni jednodniowy wypad do stolicy mnie czeka - to dopiero będzie podróżniczy maraton.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za miłe słowa i zapraszam do dyskusji :)