sobota, 20 lutego 2016

Słów kilka o książkach

W pięć tygodni przeczytałam cztery książki. Wiem, że to nie jest dużo (szczególnie dla pożeraczy książek), ale jak dla mnie to całkiem dobry wynik. Zważając na to, że w całym poprzednim roku dałam radę przeczytać tylko osiem! ;)


Zapraszam na krótkie recenzje! :)

Mam mocne postanowienie przeczytania książek, które od Was dostałam
 i puszczenia ich dalej w świat :)

  Pierwszą książką, po którą sięgnęłam w 2016 roku była "Tam, gdzie śpiewają pawie, czyli jak poślubiłam indyjskiego księcia" Alison Singh Gee. Książkę wybrałam, bo chciałam przeczytać kolejną historyjkę o miłości. Ważne, by było napisane lekko i przystępnie. Z takim nastawieniem zaczęłam czytać "Tam, gdzie śpiewają pawie..." i musiałam swoje nastawienie zmienić. Książka szybko mnie wciągnęła. Pokazała całe życie głównej bohaterki, a zarazem autorki książki. Udowodniła, że nasze przeznaczenie może czekać na nas tuż za rogiem albo na drugim końcu świata. Pokazała też to, co ważne, czyli jaki wpływ na na nas rodzina, dzieciństwo, rodzice (szczególnie, jeśli z jednym jest coś nie tak). Łatwo można stracić kontrolę nad swoim życiem i zatopić się po uszy w obłudzie, a wyjście z tego jest bolesne. I do tego niespodziewana, prawdziwa miłość... :)




  Drugą książką, po którą sięgnęłam tuż po przeczytaniu pierwszej był "Dom róż" Sarah Harvey. Tu pojawiają się Wyspy Brytyjskie i moja ukochana Kornwalia, która stała się przypadkowym więzieniem (oczywiście nie dosłownie). Lubię czytać książki, które mają w opisie "Już nic nie będzie takie, jak przedtem" lub "Czy ich małżeństwo przetrwa ciężką próbę?". Nie wiem czemu, ale po prostu takie lubię. Może dlatego, że są to książki, które w 99% przypadków kończą się happy endem? W sumie to do tej pory nie trafiłam na taką, która by się nie kończyła dobrze :) Ale wracając do "Domy róż" chciałam Wam napisać, że to jedna w niewielu książek z powiedzmy "babskiej literatury", po której czułam niedosyt. Chciałam wiedzieć co będzie potem, chociaż książka się już skończyła. Po takiej lekturze człowiek zaczyna się zastanawiać czy człowiek, z którym przeżył 10/15/20 lat to ta sama osoba? Na pewno się zmieniła, ale czy nadal ją znamy? Albo czy znaliśmy w ogóle? Po tej książce miałam z tydzień wolnego od czytania ;)




  "Pod pierzyną" Marian Keyes ma trochę mylny tytuł. Tak naprawdę jest wyjaśnieniem miejsca, gdzie autorka pisze swoje książki :) Spodobał mi się styl pisania M.Keyes, bo w lekki sposób opisuje błahe sprawy z życia codziennego, jak i ciężkie doświadczenia, takie jak alkoholizm. Książka jest zbiorem krótkich opisów zdarzeń z życia autorki z jej komentarzami. Wydaje mi się, że trochę źle trafiłam z okresem, kiedy czytałam książkę - leżałam chora w łóżku i czytałam dla zabicia czasu. Może przez to książka nie wywarła na mnie, aż takiego wrażenia? Nie wiem, ale mimo to polecam :)




  Książka numer cztery przeczytana w dwa wieczory. Przypomniałam sobie, że gdzieś na moich półkach kryje się jeszcze kilka książek Danielle Steel. Na oślep wyciągnęłam "Jej Książęcą Wysokość"  i po prostu mnie wciągnęła. Miałam dodatkowy tydzień wolnego z racji L4 i z czego część przeleżałam ledwo żywa w łóżku, a kolejną część z książką w ręku. O D.Steel czytałam już wiele - i dobrego, i złego. To, jak ktoś określił, jest już szczyt babskiej pisaniny, miłostek i rozterek, ale mnie się takie książki podobają, bo łatwo im się udaje oderwać nas od codzienności. "Jej Książęca Wysokość" opowiada historię księżniczki z Lichtensteinu, której życie w ciągu jednego roku zmieniło się przynajmniej o 180 stopni. Gdy myślimy, że po kilku kartkach wiemy, jak zakończy się książka następuje taki zwrot akcji, że wszystko musimy układać od początku. Spodobał mi się styl pisania D.Steel i z miłą chęcią sięgnę po jej inne książki (zważając na to, że stoją na mojej półce już bardzo długo ;)).




Nie wiem czy Was zachęciłam czy zniechęciłam, 
ale za jakiś czas spodziewajcie się kolejnego podobnego postu, bo czytam właśnie piątą książkę :)




Życzę zarówno Wam jak i sobie słonecznej niedzieli, bo właśnie u mnie pada... 
Co też ma swoje uroki ;)

10 komentarzy:

  1. Dobra jesteś! Ja w tym roku przeczytałam tylko dwie, trzecią czytam, choć chyba ją rzucę w kąt, bo jakos mnie nie wciągnęła. Słyszałaś o książce "Awantura małżeńska" - kusi mnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie słyszałam, a kto jest autorem? Bo tytuł ciekawy :)

      Usuń
    2. Haha Fajna jestem... Teraz zauważyłam, że zle tytuł napisałam. Chyba mi coś chodziło po glowie ;-) Faktem jest, że mężuś mnie wczoraj drażnił nieco ;-). "Awaria małżeńska" to miała być N.Sochy i M.Witkiewicz.

      Usuń
  2. A ja ostatnio tylko książki dietetyczne czytam :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie czytałam wczoraj na Twoim blogu o nich :)

      Usuń
  3. Ja uważam, że to naprawdę niezły wynik :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja najbardziej lubię czytać książki o tematyce historycznej, ale i powieści są u mnie mile widziane. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobry wynik. W tym roku przeczytałam półtorej książki - dokończyłam zaczętego w Boże Narodzenie "Hobbita" (to jest to pół), przeczytałam "Drużynę pierścienia", a od wczoraj czekają na mnie "Dwie wieże".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo no to objętościowo wyszło pewnie podobnie ;)

      Usuń
  6. Nie przeczytałam ani pół zdania Daniel Stil i nie wiem czemu jakoś mnie nie ciągnie.
    A co do reszty to niestety nie mój gust.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za miłe słowa i zapraszam do dyskusji :)