wtorek, 7 kwietnia 2015

Przemierzając Polskę

  Wczoraj Wam pisałam, że czeka mnie dziś droga powrotna do Wrocławia i posiedzę sobie 6h w autobusie. Oj, jak ja bym chciała przesiedzieć tylko te 6h... 


Zdjęcie pochodzi stąd klik, ale gdybym mogła dziś zrobić to moje wyglądałoby podobnie.


  Na dziś miałam zaplanowane zajęcia z dziećmi w przedszkolu. Żeby spokojnie dojechać do Wrocławia na 14:30 musiałam z domu wyjechać chwilkę po 5:30. O 6:40 miałam autobus z Rzeszowa i później już prosto na Wrocław. Obliczyłam, że jak o 12:25 dotrę do Wrocka to przed zajęciami zdążę jeszcze zawieźć walizkę na mieszkanie. Oj przeliczyłam się, przeliczyłam...
  Zaczęło się niewinnie. Do Rzeszowa wjechałam, gdy zaczynał się już większy ruch, więc mała nerwówka, żeby zdążyć. Zdążyłam na szczęście, ale gdy zobaczyłam ile osób stoi w kolejce, by schować bagaż, wiedziałam już, że punktualnie nie odjedziemy. Wyjechaliśmy z prawie 15 minutowym. Spoko, nie tyle nadrabiał - pomyślałam. O ja naiwna! Gdy wyjechaliśmy z Rzeszowa dopadło mnie spanie i obudziłam się, gdy czułam, że już chwilę stoimy. W okolicach Bochni był wypadek na autostradzie. Tir staranował barierki, staranował zielone dźwiękoszczelne ekrany, a kierowca zmasakrował tira. Chyba mu nic nie było i mam nadzieję, że to jego widziałam rozmawiającego przez telefon. Poza nim było dużo policji i straży, by wszystko uporządkować. Chyba kierowca już trochę o weekendzie się rozmarzył, bo przewoził całe palety piwa Łomża lub Leżajskie (z tego co zauważyłam) hehe :) Korek był potężny, bo z trzech pasów nagle zrobił się jeden. Na wszystkich wiaduktach dojazdowych, gdy kierowcy widzieli korek, wycofywali po prostu. Dojechaliśmy do Krakowa spóźnieni dobre 40 minut. Ucieszyłam się, że tylko tyle, bo spokojnie jeszcze na zajęcia bym zdążyła.
  Na miejscu okazało się, że jest coś nie tak z rezerwacjami i prawdopodobnie wszyscy nie wsiądą. Pierwszy raz kierowca sam sprawdzał bilety/numer rezerwacji. Niby wszystko się zgadzało, ale czy wszyscy z Krakowa odjechali to nie wiem. Miejsca wszystkie były zajęte i tym razem również nie brakowało ciekawych pasażerów, ale dziś niestety na nich się nie skupię, tak jak tu klik ;)
  Ale... zanim wyjechaliśmy z Krakowa opóźnienia mieliśmy już prawie godzinę. Gdy w końcu dotarliśmy na autostradę znów oczy mi się zamknęły. Obudziłam się czując co? Oczywiście brak ruchu ;) Staliśmy w korku do bramek. Po 15 minutach ominęliśmy bramki i posuwaliśmy się nie więcej niż 60km/h - tak jak cały sznur samochodów przed i za nami. Kolejne bramki i kolejny korek. I oczywiście stale powiększające się opóźnienie. Stwierdziłam, że denerwować się nie ma co, więc zdrzemnęłam się chwileczkę. Jechaliśmy tak, jak wszyscy. Osobówek było całkiem sporo, ale tirów naliczyłam ponad 20! Tylko szkoda, że wszystkie były przed nami :( 
  Około godziny 13 powinniśmy już widzieć Wrocław, a tu ani widu, ani słychu. Głośno się nagle zrobiło, bo toaleta się zepsuła. Musieliśmy zrobić postój na stacji paliw, bo kolejka "za potrzebą" była już spora. Po ponad 15 minutach ruszyliśmy. Ciekawa byłam co jeszcze może nas dziś spotkać i wtedy ukazał się moim oczom piękny obraz... Zgadniecie co zobaczyłam? Korek! Po dłuższej chwili jazdy w ślimaczym tempie ukazał się znak, że za 12 km będą roboty drogowe.... Przez te 12 km posuwaliśmy się z prędkością zawrotną. Nie wiem czy średnia prędkość przekraczała 30km/h. 
  Zajęcia odwołałam, bo już niestety zwątpiłam, że dotrę nawet z tym godzinnym opóźnieniem. I w sumie się nie pomyliłam, bo na dworcu pojawiliśmy się z 2,5h opóźnieniem. Miałam jechać niecałe 6h, a jechałam ponad 8h :(
  Wzięłam swój bagaż i pomaszerowałam na przystanek tramwajowy. W sumie to nawet dobrze się złożyło, bo się ładnie rozpogodziło i słońce pięknie świeciło, więc miałam nawet nadzieję na jakiś spacer i zdjęcia pięknej wrocławskiej wiosny, bo tu już forsycje kwitną dobre 2 tygodnie, a magnolie lada dzień utoną w kwieciu ;) Ale... zgadnijcie co? Na przystanku stało sześć tramwajów na  światłach awaryjnych, a siódmy dojeżdżał. Przecież dziś nie jest piątek trzynastego to o co chodzi? No takie jaja?! Nie uśmiechało mi się targać walizki przez ponad 3 km, więc poszłam na przystanek. Stwierdziłam, że coś w końcu pojedzie. A co było przyczyną awaryjnego postoju? Do końca nie wiem, ale gdy przyszłam to 3 panów w kamizelkach odblaskowych rozmawiało o spisaniu protokołu, kolejny mówił, że ktoś się nie chciał wylegitymować, a po chwili przyjechało dwóch panów z (chyba) pogotowia, bo na ławce siedział starszy pan w rozwaloną nogą. Nie dowiedziałam się do końca co zaszło, ale po 5 minutach byłam już w przepełnionym tramwaju, który na szczęście jechał :)
  Do pokonania miałam dziś 500km. Z domu wyszłam o 5:30, a na mieszkanie we Wrocku weszłam tuż po 15:30. Co na koniec można powiedzieć? Kocham Cię Polsko! ;)

Dziś miał być post o moim tildowym królisiu, ale wybaczcie... się wypisać musiałam ;)

Miłego popołudnia! :)



----------------------------------------------------------------------------------------------------
Tu znalazłam info o wypadku tira, kto ciekawy niech doczyta: Bochnia wypadek.

7 komentarzy:

  1. wow.....no ale to w końcu Polska:( smutne;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Taka jest właśnie nasza Polska:)Trzeba przyzwyczaić sie ,bo inaczej zaweriujemy:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podróż z atrakcjami, nie ma co.

    OdpowiedzUsuń
  4. o jacie, ale wszystko dobrze się skończyło a to najważniejsze

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie zazdroszczę Ci tych dzisiejszych przygòd... ale podsumowałaś trafnie: kocham Cię Polsko..

    OdpowiedzUsuń
  6. Wcale Ci się nie dziwię, że musiałaś to z siebie wyrzucić... Niby z roku na rok jest u nas coraz lepiej, ale do dzisiaj nie mam pojęcia, za co płacimy wjeżdżając na autostradę. Za oglądanie niekończących się robót drogowych i stanie w korkach?

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za miłe słowa i zapraszam do dyskusji :)